poniedziałek, 29 lipca 2013

Wielka Wojna z nielotami

Wiem, zapadła taka niezręczna cisza. Byłem trochę zajęty, ale w najbliższym czasie planuję ruszyć pewien poważniejszy temat. Co prawda w dzisiejszych czasach świeżość tematu mierzy się w dniach, a czasem nawet godzinach, ale wynika to raczej z obniżających się standardów rzetelności dziennikarskiej i wymagań tłumów. Może jestem staromodny, ale zanim się wypowiem, lubię wiedzieć, o czym mówię.

Ponieważ jednak sezon ogórkowy trwa, pozwolę sobie na coś mniej przegadanego i ideologicznego, za to podszytego zdrową dawką absurdu. Sprawa jest historyczna, więc można swobodnie rozmawiać o niej bez gryzienia się o poglądy.

Czy wiecie, że w latach 30. ubiegłego wieku armia australijska podjęła działania zbrojne w okręgu Campion, mające na celu ukrócenie sabotażu upraw ze strony wrogo nastawionych emu? Serio serio. W 1932 roku Australia wysłała żołnierzy przeciwko migrującym ptakom. Żołnierzy było co prawa trzech (wliczając dowódcę, majora artylerii), za to uzbrojonych w kaemy Lewisa. Operacja trwała ponad miesiąc, wliczając tygodniową przerwę w pierwszej połowie listopada.
Marzenia strzelców o strzelaniu z krótkiego dystansu do zwartej formacji Emu nie spełniły się. Dowództwo Emu najwyraźniej wydało rozkaz stosowania taktyk partyzanckich, ponieważ niepraktycznie duża armia w krótkim czasie rozdzieliła się na wiele małych oddziałów, przeciw którym użycie sprzętu wojskowego było marnotrawstwem. Upokorzony oddział uderzeniowy był więc zmuszony po miesiącu wycofać się z teatru działań.
Takimi słowami opisywał operację australijski ornitolog Dominic Serventy, główny propagator idei pokojowej koegzystencji z emu. Nie zachowały się żadne zapisy dotyczące represji, jakich musiał doświadczyć dr Serventy pod pretekstem kolaboracji z wrogiem, jednak najwyraźniej jego działania propagandowe nie zostały uznane za śmiertelne zagrożenie dla państwowości australijskiej, ponieważ był w stanie kontynuować karierę naukową, odnieść wiele sukcesów w tej dziedzinie i dożyć sędziwego wieku 84 lat. Do końca pozostawał wierny swoim przekonaniom.

Dowódca operacji, major G.P.W. Meredith, nie krył podziwu dla niesamowitych umiejętności taktycznych oraz zaciekłości wrogich sił:
Gdybyśmy mieli jedną dywizję równie odporną na ostrzał, jak te ptaki, moglibyśmy zmierzyć się z każdą armią świata... Ruszać na nie z karabinami maszynowymi, to jak ruszać na czołgi. Są jak Zulusi, których nie powstrzymywały nawet naboje dum-dum.
Warto też wspomnieć, że organizator tej wielkiej operacji, sir George Pierce, piastował stanowiska senatora oraz ministra w rządzie Australii przez rekordowo długi okres (odpowiednio 37 i 24 lata). Za swoje zasługi został upamiętniony m.in. w nazwie okręgu wyborczego, dzielnicy Canberry oraz bazy wojskowej.

Śmieszne? Absurdalne? Nie jestem pewien, czy mamy prawo do takiej opinii, żyjąc w kraju pełnym absurdów w innych może dziedzinach, ale podobnego kalibru.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz