czwartek, 8 sierpnia 2013

Co się dzieje w twoim mózgu po przeczytaniu bzdurnego artykułu?

Przez pewien czas planowałem zrezygnować całkowicie z Facebooka. Strata czasu i energii, uzależnienie, ogłupiająca i niezbyt wartościowa rozrywka. A potem pojawiają się u znajomych takie kwiatki, jak dzisiaj.

W kwietniu serwis Manager-MLM.pl zamieścił artykuł, który dzisiaj radośnie polecały sobie moje znajome. Artykuł nosi szumny tytuł "Co dzieje się w Twoim ciele przez 60 minut po wypiciu coli?". Już sam tytuł wzbudził we mnie pewne podejrzenia co do treści, ale pozwoliłem sobie na odrobinę wiary, że może autor nie szuka taniej sensacji. Bardzo się pomyliłem.

Nie, żebym bronił napojów gazowanych - świństwo straszne - ale kiedy czytam takie rzeczy:
  • kwas fosforowy, który zaburza metabolizm wapnia i powoduje osteoporozę oraz rozmiękanie kości i zębów,
  • cukier, który przyczynia się do zachorowania na cukrzycę, choroby układu krążenia, artretyzm i choroby nowotworowe oraz do powstawania przewlekłych stanów zapalnych,
  • aspartam, który powoduje aż 92 skutki uboczne, w tym guzy mózgu, epilepsję, nadwrażliwość emocjonalną i cukrzycę,
  • kofeina, która powoduje drgawki, bezsenność, bóle głowy, nadciśnienie, demineralizację kości i utratę witamin.
Ponadto kwaśny odczyn coli jest zabójczy dla zębów. Czy zauważyłeś, jak po wypiciu coli zgrzytają Ci zęby? Cola ma więcej kwasu niż sok z cytryny, można jej więc używać do odrdzewiania metalu (spróbuj zostawić zardzewiałą monetę w coli na pół godziny i zobacz, co się stanie). Jeżeli często pijesz colę, szkliwo Twoich zębów może stać się porowate, zżółknąć lub zszarzeć.
O wpływie coli na otyłość można mówić bez końca: u dzieci pijących colę ryzyko otyłości wzrasta o 60%. Oczywiście możesz dawać dzieciom słodkie napoje gazowane, jeśli tylko chcesz:
  • zwiększyć ryzyko ich zachorowania na cukrzycę,
  • zwiększyć ryzyko ich zachorowania na nowotwory,
  • uzależnić je od cukru.
...to mam wrażenie, że ktoś gubi poczucie proporcji. Na tej zasadzie powinienem już nie żyć, a przynajmniej się rozsypywać jak stary zombiak - przecież co wieczór przyjmuję leki, które mogą wywołać:
Często:
  • letarg
  • zawroty głowy
  • drgawki lub drżenie
  • nudności
  • biegunkę
  • wymioty
  • wysypkę lub wykwity skórne (...)
  • dezorientację
  • uczucie lęku
  • zaburzenia snu (...) 
Nieznane [czyli z częstotliwością nieokreśloną]:
  • objawy zakażenia, jak gorączka o nieznanej przyczynie, ból gardła, owrzodzenia jamy ustnej (agranulocytoza)
  • napady padaczkowe (drgawki)
  • połączenie objawów takich jak gorączka o nieznanej przyczynie, pocenie się, zwiększona częstość akcji serca, biegunka, (niekontrolowane) skurcze mięśni, dreszcze, wzmożenie odruchów, niepokój, zmiany nastroju, utrata przytomności
  • myśli o samookaleczeniu czy samobójstwie
  • obrzęki jamy ustnej
  • niedobór sodu we krwi

Straszne, prawda? Jakim cudem jeszcze żyję, myślę i piszę? Przecież po tych lekach powinienem wylądować albo na intensywnej terapii, albo na oddziale zamkniętym. Najlepsze, co mogę zrobić, to rzucić to świństwo w diabły i przejść na jakieś zdrowsze, mniej wyniszczające leki.
Ale wiecie co? Nie ma zdrowszych leków. Wszystko, każda substancja, którą wprowadzamy do organizmu, niesie ze sobą pewne konsekwencje. Wymienione przeze mnie działania uboczne rzeczywiście mogą mnie dotknąć, ale szansa jest niewielka ,o ile nie przedawkuję (a nie zamierzam). Podobnie nikogo nie zabije jedna puszka coli na jakiś czas, chociaż z tonu artykułu wynika, że podanie dziecku słodkiego napoju to wyrok śmierci.

Tym śmieszniejszy jest dla mnie fragment o tym, jak to autor w dzieciństwie udręczał swoje ciało w trakcie ćwiczeń judo, po czym z rozkoszą chłeptał wodę z kranu w toalecie - i takie "zdrowe" zachowania przeciwstawione są piciu napojów gazowanych. Tak się składa, że też ćwiczyłem sztuki walki. W dojo, które mieściło się w ciasnej piwnicy i było przeznaczone raczej dla młodzieży i dorosłych, a więc osób znacznie odporniejszych na złe warunki, niż dzieci. Zapewniam was, gdyby warunki były podobne do opisanych w artykule, to dojo przestałoby istnieć w tydzień. A jeśli chodzi o picie wody z kranu - tak, jako dziecko po WF-ie również piłem wodę w łazience szkolnej. Też bardzo mi smakowała. Ale wychwalanie jej pod niebiosa jako alternatywy dla puszkowanych napojów? Serio? Odwodnionemu człowiekowi smakuje każda woda - chociażby zalatywała trupem i miała niezdrowo brązowy odcień. Dziecko zwykle nie jest nawet świadome jakichkolwiek zagrożeń, więc napije się choćby z kałuży, jeśli pragnienie będzie wystarczająco silne.

Nie będę wam dłużej przynudzał. Nie będę wchodził w szczegóły równowagi elektrolitycznej, zachwalał napojów izotonicznych (często też naszpikowanych chemią), pastwił się nad biednym autorem. Po prostu zalecam, jak zawsze, odrobinę krytycyzmu wobec jakichkolwiek treści wyszperanych w sieci. Szczególnie wtedy, gdy artykuł pisany jest w tonie wielce poważnym, a równocześnie trąci amatorszczyzną, w rodzaju:
W wyniku tego procesu tłuszcz zostaje zmagazynowany w postaci kuleczek. Co prawda są one mało estetyczne, ale za to przez pewien czas nieszkodliwe – natomiast nadmiar glukozy we krwi jest jak śmiertelna trucizna. Jedynie wątroba jest w stanie magazynować glukozę, ale tylko w ograniczonym stopniu.
A teraz zwijam się do kuchni, napić się chłodnej kranówki, której raczej nie dałbym swojemu dziecku - to, że mój organizm się przyzwyczaił, nie czyni kranówki uniwersalnie zdrową.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz