poniedziałek, 16 września 2013

Do czego służy dekoder Netii?

Znowu zaniedbałem bloga - praca, rachunki, tysiąc spraw, tzw. prawdziwe życie. Nigdy nie mówiłem, że "jestę wielkię blogerę", prawda? :) Tymczasem dziś dostałem impuls do dalszego pisania. Lojalnie uprzedzam, że będzie trochę marketingowo i mocno negatywnie.

Jestem od dłuższego czasu abonentem Netii. Jakoś tak wyszło - któregoś wieczoru pod moimi drzwiami pojawił się przedstawiciel tej firmy (cześć, Jacek!), a że akurat myślałem o wykupieniu stacjonarnego internetu, to skorzystałem z propozycji. Miesiąc później rozszerzyłem promocyjnie pakiet o telewizję - i wtedy się zaczęło...

Problemy z łączem internetowym, w konkretnie z WiFi, ciągnęły się kilka miesięcy - w tym czasie zdążyłem już dla wygody zamontować końcówkę netu w innym pokoju, podpiąć blaszaka i pożegnać się z iPlusem, który był dla mnie jedynym sposobem na zaglądanie do sieci z laptopa. Oczywiście nie mogłem liczyć na zmniejszenie rachunków czy inną rekompensatę - Netia zastrzega sobie, że nie ponosi odpowiedzialności za wadliwe działanie usług... Wreszcie któryś konsultant wpadł na arcygenialny pomysł - uznał, że ciągłe problemy mogą wynikać z awarii routera NetiaSPOT. Router został wymieniony i nagle sygnał stał się tak silny, że da się zalogować do sieci spod bloku. Odetchnąłem z ulgą - wreszcie miałem bezprzewodowy internet w domu, więc dekoder też powinien zacząć normalnie odbierać.

Mocno się przeliczyłem. Dla wyjaśnienia - telewizję oglądam rzadko, ale często zostawiamy wieczorem włączony telewizor, żeby coś gadało. Mnie nie robi to olbrzymiej różnicy, a mojej nieślubnej pomaga w zasypianiu. Dekoder i telewizor mają funkcję wyłączania po kilku godzinach, więc czemu nie? I byłoby fajnie, gdyby wszystko chodziło poprawnie. Niestety, dekoder wyraźnie ma problemy z odbiorem. Sygnał się urywa, co skutkuje losowo (samodzielnie lub w różnych kombinacjach):

  • anomaliami dźwiękowymi przypominającymi czkawkę przepuszczoną przez wokoder, a następnie wykorzystaną jako sample przez naćpanego DJa;
  • stop-klatką (mogącą trwać do czterech godzin - sprawdzałem);
  • rozsypaniem się obrazu na wielobarwne kwadraciki różnych rozmiarów;
  • całkowitym urwaniem dźwięku;
  • rozłączeniem dekodera z routerem;
  • komunikatem "kanał zakodowany".
Miesiącami wydzwaniałem z prośbami o rozwiązanie problemu. Restarty routera i dekodera, wielokrotne przywracanie ustawień fabrycznych, zdalne wgrywanie nowego softu do urządzeń - nic nie pomogło. Niektórzy konsultanci i technicy byli na tyle bezczelni, że winą za zły odbiór obarczali zbyt grube lub za mocno zbrojone ściany pomieszczeń (router stoi w innym pokoju, niż dekoder). Przypominam - internet łapię z podwórka (a większość ścian w mieszkaniu mam z bloczków gipsowych), więc podobne farmazony budziły jedynie moją frustrację. Ostatecznie czarę goryczy przelało to, jak wczoraj i dziś potraktowano moje zażalenie.

Wczoraj wieczorem ponownie zadzwoniłem ze skargą, że telewizja dławi się, zamiast działać normalnie. Konsultantka zaproponowała mi sprawdzenie transferu za pomocą Testera Netii (tester.netia.pl). Sprawdziłem przesył - ściąganie danych było o jakieś 4 tys. kB/s wolniejsze od zakładanego. Konsultantka triumfalnie stwierdziła, że to właśnie jest przyczyna - mam za słaby pakiet, bo telewizja wymaga 14000 kB/s, żeby sygnał dobrze się przesyłał! Stwierdziłem, że to jakiś absurd, skoro telewizja oferowana jest w pakiecie z internetem przy takim łączu. Po półgodzinnych przepychankach słownych, jak również sugestiach podpięcia dekodera do routera za pomocą kabla (jasne - przecież po to mam dekoder z funkcją WiFi, żeby przez całe mieszkanie ciągnąć przewody), konsultantka łaskawie zgodziła się przekazać sprawę do techników, z obietnicą rozwiązania problemu w 48 godzin.

Technik odezwał się dzisiaj po południu. Tonem pozbawionym jakiegokolwiek (nawet udawanego) szacunku wytłumaczył mi, że Netia nie gwarantuje bezawaryjnego odbioru sygnału telewizyjnego, po czym stwierdził, że jeśli podepnę dekoder do routera kablem, to on będzie mógł wtedy zalogować się na urządzenie i pogrzebać w ustawieniach, co może ewentualnie trochę pomóc. Kiedy uświadomiłem mu, że nie posiadam w domu dziesięciometrowego kabla, stwierdził, że mogę przenieść dekoder do pokoju z routerem i podpiąć krótszym przewodem - najwyżej nie będę widział na ekranie telewizora, jak oni wykonują swoją robotę. Upewniwszy się, że technik nie jest w stanie zaproponować mi żadnego innego rozwiązania i nie widzi żadnego problemu w tym, że dekoder rzekomo bezprzewodowy może działać tylko na kablu, podziękowałem za zbytek łaski, po czym zapytałem - w takim razie po co w ogóle funkcja WiFi?
Odpowiedź powaliła mnie na kolana i zmiażdżyła we mnie resztki wiary w Netię.

Ma pan te różne widgety w dekoderze - YouTube i tak dalej. I one dobrze panu działają nawet wtedy, kiedy telewizja źle odbiera, bo WiFi jest właśnie dla nich.

Chyba nie muszę dodawać, że kiedy tylko będę w stanie, poszukam sobie innego dostawcy internetu i telewizji? Kiedy uświadomiłem to technikowi, stwierdził jedynie, że "jak mówił, Netia nie gwarantuje bezawaryjnego odbioru telewizji po WiFi" i skończył rozmowę. Obsługa klienta na najwyższym poziomie.

Na podsumowanie przypomnę, pod jakim sloganem Netia weszła na rynek internetowy ponad dziesięć lat temu:


Istotnie, uświetnia. Jak cholera.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz